W niedzielne popołudnie, po przemiłym poranku spędzonym w Błoniach na 3. Półmaratonie Powiatu Warszawskiego Zachodniego (mój ukochany przebiegł go w czasie poniżej 2h!!! Hurra!!!), trzy głodomory, czyli Mama ukochanego, ja i nasz półmaratończyk postanowiły udać się na obiad.
Najpierw pojechaliśmy do Spokojnej, przy Powązkach, ale niestety nie było wolnych miejsc (to duża wada tego lokalu, w weekendy trudno znaleźć stolik), natomiast naszym drugim wyborem były Głodomory, nowo otwarta restauracja na ulicy Mickiewicza 23, które okazały się strzałem w dziesiątkę.
To co nas urzekło to przede wszystkim krótka, zwięzła i prosta karta, która mieści się na papierowej podkładce pod talerze. Nie ma w niej wytwornych, pokręconych, tajemniczych i często nic nie mówiących zwykłemu zjadaczowi chleba nazw, jest za to menu ujęte w żołnierskich słowach: schabowy, mielony, zrazy wołowe, dorsz, kaczka,polędwiczki.
Do tego równie krótkie dodatki w postaci ziemniaków, kopytek, ryżu i kasz, oraz wybór warzyw- gotowanych i surowych. Są również dwie zupy i desery.
Być może dla niektórych to mało, ale jeśli ma się ochotę na smaczny polski, "niedzielny" obiad, jest to miejsce idealne. Porcje są naprawdę duże (choć i ceny do najniższych nie należą), obsługa bardzo miła i sprawna, i co istotne - na jedzenie nie czeka się długo.
Najprostsze niedzielno-domowe dania podawane są w eleganckim, ascetycznym czarno-białym lokalu i na tym chyba polega fenomen Głodomorów!